czwartek, 31 października 2013

Jesienna walka o piękne włosy

Wraz z nadejściem jesieni postanowiłam wyjść na przeciw jesiennemu linieniu zanim samo się do mnie zgłosi. Wystarczy mi wypadających kłaków z 2 kotów :)

Przekopałam blogowy świat i zabrałam się za pielęgnację wewnętrzną i zewnętrzną. Oczywiście niezbędne okazały się zakupy.

Aktualnie włosy mam farbowane Castingiem w kolorze czekoladowym. Rok temu radykalnie skróciłam włosy z długości zapięcia stanika do połowy szyi i z ciemnobrązowych przeszłam na miodowy blond. Fajnie było, ale zdecydowanie bardziej wolę się w ciemnych włosach. I dłuższych. 

Teraz jest tak..

 ..a marzy mi się długość przynajmniej za łopatki :)

A tak się prezentuje arsenał który ma mi w tym pomóc:

Coś do mycia:


A po myciu:




Lub mocniej odżywcze:


Przed myciem:



Ochronnie:



Rośniemy:





W ciągu tygodnia zbiór mocno się rozrósł więc biorę się do roboty i czekam na efekty!

środa, 23 października 2013

Chanel Rose Initiale

Ostatnio dopadł mnie różowy szał :) Minimalistyczny makijaż oka i mocne policzki to jest to, co ostatnio często gości na mojej twarzy.




W różu Chanela jestem bezwzględnie zakochana. Kupiło mnie w nim wszystko, począwszy od opakowania po efekt jaki można uzyskać za jego pomocą.



Jako sroka idealnie trafia do mnie pudełko- minimalistyczne, dodatkowo zabezpieczone przez welur, który chroni błyszczący plastik przed zarysowaniem. Mogę bez obaw o rysy wrzucić je do kosmetyczki.



I  zapach.. mam chopla na punkcie zapachów- nie użyje niczego co pachnie dla mnie brzydko. Nie i koniec. A róż Chanel pachnie.. pięknie. Kto wąchał te cudeńko wie o czym mówię. Zapach róż, który umila aplikację skutecznie poprawia mi poranny humor.




Początkowo na podstawie słoczy w Internecie wybrałam sobie zupełnie inny odcień, testy w perfumerii zweryfikowały to i ostatecznie trafił do mnie zupełnie inny kolor. Rose Initiale 72, to ciepły róż ze złotym shimmerem. Idealnie wtapia się w odcień mojej skóry. 
Róż jest delikatny, efekt można stopniować dokładając kolejne warstwy lub poprzez dłuższe pomazianie pędzlem. Na twarzy trzyma się cały dzień, nie ściera się, nie wymaga żadnych poprawek. Ot, ideał ;)


środa, 16 października 2013

Rożowe możliwości

Żelowych pomadek Color Whisper przedstawiać nie trzeba. Jakiś czas temu było o nich głośno w blogowym światku. Zainteresowałam się nimi w trakcie szukania jakiegoś mazidła do pracy, które będzie dawało delikatny, nie rzucający się w oczy kolor i postanowiłam kupić pomadkę Maybelline.




Kolor 130 Pink Possibilities to delikatny, dziewczęcy róż. Akurat do dziennego makijażu. Zakochałam się w nim od pierwszego maźnięcia.




Niestety.. na ustach nie wytrzymuje nawet godziny! Rozumiem, że to żelowa formuła, ale nawet błyszczyk wytrzymuje na moich ustach dłużej. Do tego strasznie podkreśla suche skórki o których istnieniu nawet nie wiedziałam ;) przed nałożeniem muszę usta mocno nawilżyć (np. masełkiem nivea) a dopiero potem nałożyć pomadkę Color Whisper. Na szczęście sama z siebie nie wysusza ust. 





Podoba mi się to, że nie jest wyczuwalna na ustach, nie skleja ich. Opakowanie jest ładne, minimalistyczne. Lubie ją używać, szkoda tylko, że nie wytrzymuje na ustach chociaż troszkę dłużej.. 



Zakupiłam ją na promocji za około 21zł i za taką cenę jest ok, uważam że regularna cena 30zl jest troszkę przesadzona.

piątek, 20 września 2013

Zakupy + Inglot Sleeks CREAM

W ostatnim czasie powrócił mój kolorówkowy zakupoholizm (mam przerzuty z kolorówkowego, na kosmetyczny i perfumowy). 
Za oknem szaro, depresyjnie, więc wybrałam się do Inglota, co by dodać życiu trochę koloru.

Wyszłam w błyszczykiem, w brzydkim opakowaniu, ale za to z piękną zawartością :)

Mowa o Sleeks CREAM w kolorze 90. Kolor różowo- koralowy, idealny na co dzień. Świetnie ożywia twarz.  Błyszczyki z serii cream są bez drobinkowe, co dla mnie było bardzo ważne, ostatnio coś mam alergie na wszelkie drobinki. Wiem, że z tej serii błyszczyków są też drobinkowe. W zależności od wykończenia błyszczyka Inglot ma różne ceny. Za mój zapłaciłam 20zł.

Błyszczyk ma lekką konsystencje, na ustach utrzymuje się tylko troszkę ponad 2 godziny. Czyli średnio. Uczucie nawilżenia ust zostaje za to na dłużej za co ogromny plus :)

Czaję się jeszcze na inne kolory, ale postanowiłam, że będę cierpliwa, kupiłam gazetę "Twój Styl" i przeprowadzę atak na Inglota ze zniżką 20% z tej właśnie gazety :)

(Pojęcia nie mam skąd te plamy na gołych ustach..)

Moja alergia na drobinki przeniosła się też na róże/bronzery. Wyruszyłam na poszukiwania czegoś matowego. W Inglocie zakupiłam róż w kremie, nr 82. Ciemny, brudny róż. Nałożony pędzlem wygląda świetnie, idealny na jesień.

Po idealny matowy bronzer wybrałam się na łowy do Natury, a tu klops.. Cała szafa Essence pusta, Kobo i Cetrice też oślepiało czystymi półkami. Pomyślałam, że trudno, idę do Douglasa, najwyżej wydam trochę więcej $. Nie wiem czy miałam jakiegoś pecha w tym dniu.. ale nie znalazłam nic idealnie bez drobinkowego, wszędzie satyna/brokat. 
Wróciłam, przekopałam Wizaż i blogi i voila! Że też zapomniałam o tak zachwalanej marce The Balm. W moim mieście nie ma szans na jej dostanie, toteż zostało mi Allegro. Żeby Bahamie Mamie nie było smutno dobrałam jej pewnego też dobrze znanego Pana do towarzystwa :)

Para doleciała do mnie dzisiaj z samego rana (dobrze, że mieszkam na 4 piętrze, to zanim kurier dotarł to zdążyłam przebrać się w coś bardziej wyjściowego niż piżamka:D ) i od razu zagościła na moim licu. Póki co jestem na taaaak :) 
I nie ma drobinek!