czwartek, 31 maja 2012

Hipnotyzujące spojrzenie?

No właśnie.. Tusz Lancome Hypnose.

Jakoś na początku roku trafiłam w Sephorze na promocję, zestaw: Tusz Hyponose + 3 miniaturki, Hypnose, Pecious Cells i Drama (tu faktycznie dramat.. ;) ). Jako że o tuszu słyszałam wiele dobrego postanowiłam kupić i zobaczyć ile to on na prawdę jest warty. I cóż..

Opakowanie: no ładne, czarne, eleganckie bez żadnych zbędnych obrazków, szczoteczka też niczego sobie, klasyczna.




Może zacznę od plusów:
+ intensywnie czarny kolor,
+ nie kruszy się i nie rozmazuje cały dzień, nawet po wysiłku na siłowni,
+ nie uczula (nosze soczewki, więc to dla mnie istotne),

Minusy..:
- cena,
- szybko wysycha, tusz otworzyłam raptem 2 msc temu a już tworzy grudki i nieestetycznie skleja rzęsy. Tuszu w opakowaniu jest jeszcze całkiem sporo, ale co z tego, skoro aktualnie na prawdę ciężko jest go użyć tak, aby nie skleił rzęs co zresztą widać na zdjęciach. A to raptem 2 warstwy.





Podsumowując mam na prawdę mieszane uczucia. Z jednej strony to naprawdę fajny tusz, ładnie wygląda, ale tylko z daleka. Z bliska widać, że rzęsy są posklejane. Podczas malowania trzeba mieć przy sobie szczoteczkę i przeczesać rzęsy żeby usunąć z nich ewentualne grudki.

Szczerze to od tuszu za ponad 100zł oczekuję, żeby wystarczył na przynajmniej trzy miesiące dlatego raczej do niego nie wrócę, zwłaszcza że na rynku jest sporo tuszy poniżej 50zł, które dają podobny efekt na moich rzęsach.

Ale zakupu nie żałuję, teraz przynajmniej wiem, że marka i cena to nie wszystko :)


Cena: Zestaw kosztował mnie coś koło 130zł.

poniedziałek, 28 maja 2012

W czym się ostatnio zakochałam..

.. czyli Precious Posy Clinique.

Wokół różu Clinique chodziłam dobre pół roku. Za każdym razem szkoda było mi wydać 125zł, przecież na rynku jest tyle tańszych róży, w czym więc ten ma być lepszy. Rozsądek wygrywał i zawsze rozmyślania kończyłam na tym, że nie warto płacić za firmę.


Ale kiedy ostatnio otrzymałam z Sephory smsa ze zniżką i miałam ogromną potrzebę (:D) kupna sobie "czegoś" postawiłam właśnie na ten róż. Wybrałam kolor Precious Posy. Ni to koral, ni to róż połączony z subtelnymi złotymi drobinkami przepięknie rozświetlającymi twarz. Zakochałam się w nim!

Jak na typową srokę przystało zachwyciło mnie samo pudełeczko. Eleganckie, z lusterkiem w środku. Dołączony pędzelek jest niczego sobie i spokojnie nadaje się do ewentualnych poprawek w ciągu dnia. Chociaż te nie są konieczne- róż ładnie trzyma się przez cały dzień.

A co do samego różu.. ideał! Nie żałuje ani złotówki wydanej na niego! Świetnie stapia się ze skórą, na pierwszy rzut oka wygląda jakby go nie było.. Ale twarz wygląda zupełnie inaczej, zdrowiej, weselej, bez efektu przerysowanej pani z bazaru. Idealnie można nim stopniować kolor, który jest na tyle delikatny, że ciężko zrobić nim sobie krzywdę.

Czy polecam? jak najbardziej! Sama zastanawiam się nad kupnem kolejnego koloru ;)

Poniżej zdjęcia w cieniu i słońcu.


Cena: 125zl/ 6g/

Golden Rose Paris & Wibo Power Color


Od kiedy okazało się, że mogę w pracy malować paznokcie na dowolny kolor (tak,tak do tej pory mogłam tylko na jasne, nude kolory) postanowiłam trochę poszaleć, zwłaszcza że lato za pasem!
W efekcie do koszyka powędrowały:
Golden Rose z serii Paris 214 oraz Wibo z serii Color Power nr 1.
Ja jestem nimi oczarowana, zwłaszcza, że wytrzymują na moich paznokciach 3 dni. Biorąc pod uwagę moją pracę to na prawdę niezły wynik.
Oba lakiery mają fajny pędzelek, są dość rzadkie, potrzebne są 2 warstwy żeby kolor był ładny i bez prześwitów.
Ostrzegano mnie, że Golden Rose długo schnie, ale ja nie narzekam. Powiedziałabym, że czas jest taki sam jak w przypadku Wibo.

Cena: Wibo około 6zł, Golden Rose udało mi się dorwać w promocji za 4zł. Koniecznie muszę się wybrać po inne kolory!!